Indianapolis, USA

Idziemy w kierunku centrum, czystymi, pustymi chodnikami. Z lewej i prawej szerokie czteropasmowe arterie komunikacyjne, prawie puste.
Ruch jest niewielki, godzina siedemnasta, może osiemnasta.
Miasto wygląda ładnie, ale sprawia wrażenie opustoszałego.

Spacerujemy po downtown, ruchu pieszego praktycznie nie ma. Zaparkowane taksówki czekają na klientów. Zastanawiamy się co jest “grane”, ile Indianapolis może mieć mieszkańców i co się z nimi stało?
Dookoła Cisza!

Wchodzimy do baru i tu znajdujemy odpowiedz!
Od drzwi, uderza hałas, gwar rozmów. To wielki składający się z kilku pomieszczeń bar, gdzie na ścianach i sufitach wisi kilkanaście telewizorów.
Na każdym praktycznie można oglądać co innego. Jest koszykówka NBA, hokej NHL, wyścigi samochodowe NASCAR, rugby, bejsbol, itp.
Są biali, czarni, kolorowi i my.

Kolejną rzeczą, która (dość mocno) przyciąga uwagę, to dziewczyny z obsługi.
Wszystkie w jednakowych strojach, kraciastych krótkich spódniczkach i w bluzkach dość mocno prezentujących ich wydatne piersi.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale można by wywnioskować, że dobór dziewczyn do obsługi oceniany jest jedynie przez pryzmat wielkości … 100 % Ameryka!

Nagle, gwar rozmów cichnie, zrobiło się cicho, a na wszystkich TV ten sam obraz. Tak, jest już jasne, że za chwilę rozpocznie się transmisja meczu koszykówki.
Miejscowa drużyna “Indi” na wyjeździe gra z Miami Heats w rozgrywkach NBA. West kontra East, emocje gwarantowane.

Można powiedzieć, że trafiliśmy w dychę!
Zamawiamy piwo i razem z miejscowymi kibicujemy ich drużynie.
Lubie koszykówkę, tą Amerykańską szczególnie, to najlepsza koszykówka na świecie. Byłem w USA na kilku meczach, oglądałem na żywo, akcje, rzuty i wsady. To niesamowite!

Świetny mecz, fajna atmosfera w barze, która niestety w końcówce trochę przygasa, bowiem Miami Heats ostatecznie wygrywają to spotkanie.
Lokalni kibice są trochę zmartwieni, a dla mnie to był bardzo udany wieczór.

Ulice tylko przez chwile wypełniły się ludźmi którzy wyszli z lokali.
Za chwilę znowu zrobiło się pusto, tak jak w dzisiejszych popołudniowych godzinach szczytu.
Wracamy kilka przecznic do naszego hotelu praktycznie sami, przez śpiące, ciche miasto.