SGGO World Adventure – Grzegorz Simon

Kansas, USA

Nic nie wskazywało na to że wczorajszy dzień okaże się tak długą dojazdówką.
Zaczęło się niewinnie. Dwieście kilometrów, potem kolejne dwieście, nic ciekawego po drodze, więc obiad i kolejne 200 km.
Tankowanie, po drodze same pola pola uprawne, wiec jadę dalej, a wieczorem okazało się, że w sumie przejechałem 848 km,
co przy tutejszych dozwolonych prędkościach wynoszących 55 -70 m/h, uważam za wynik wręcz rekordowy.

Potwornie zmęczony, gdzieś na skrzyżowaniu dróg, w przydrożnym motelu znalazłem nocleg.
Witamy w Kansas! – przywitała mnie, miła starsza pani, gdy rano zszedłem po kawę.
Moje wejście spowodowało ogólne poruszenie wśród załogi i gości.
Odniosłem wrażenie, że musieli rozmawiać na mój temat, a zaparkowany nieopodal wejścia Jeep na pewno zwrócił ich uwagę.

To jedna z pierwszych i niewielu tego typu reakcji w Ameryce. Zauważyłem to już wcześniej, oklejony reklamami sponsorów i logiem wyprawy JWR,
na europejskich tablicach rejestracyjnych nie zwraca i nie przyciąga uwagi Amerykanów!
Oni tu zajęci są swoimi sprawami, nawet policja mnie ignoruje :))
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Rosji, Mongolii, Kazachstanie, Uzbekistanie, czy Azerbejdżanie, tam Rubicon budził emocje, ja byłem w kręgu zainteresowań,
przez to niejednokrotnie byłem zaproszony w gości, od zupełnie przypadkowych osób.
Tu jest to niemożliwe, Ameryka różni się od Azji, diametralnie.

Do Buenos Aires jeszcze daleko…