Wyruszamy z Czyty na północ,
Mijamy po drodze świątynię Datsun.
– Brat, jak byłem tu z Piotrem i Sergiejem, to zwiedzaliśmy ten obiekt. Chcesz zobaczyć?
– tak, możemy zajechać, odpowiada Grzegorz.
Wchodzimy na teren. Informuję, Grześka, że według wierzeń i tego co mi powiedział Kolasnikow należy świątynię obejść trzy razy.
Zaczynamy, ale że jesteśmy rozbawieni i nie traktujemy buddyzmu dość poważnie, to w pewnym momencie jednoznacznie stwierdzamy i poprzez obopólne akceptujące skinienie głów, ustalamy, że dość tych spacerów i po niepełnych dwóch okrążeniach budynku, opuszczamy święte miejsce, by udać się w dalszą drogę.
Wyjeżdżając z Czyty, kierujemy się na złą drogę i trafiamy na zerwany most, musimy zawracać.Przez zakorkowane miasto wracamy na właściwą drogę.
Jedziemy na północ, widoki są oszałamiające, prawdziwa Syberia, niebo rzeki, łąki, drewniane osady, dziurawa droga i białe brzozy.
Tak sobie wyobrażamy Syberię, i słusznie, bo ona taka właśnie jest.
Po osiemdziesięciu kilometrach, droga z asfaltowej zamienia się w szutrową. Jest tarką, która wybija zęby i pozwala jechać dziesięć km/h.
Dalej jest tylko gorzej, pojawiają się coraz większe jamy i poprzeczne żleby wypłukane przez deszcze.
Zastanawiamy się co robić. Pytamy kierowców przejeżdżających pojazdów, kiedy będzie poprawa.
Wersje są różne, jeden odpowiada, że za 100 km, bedzie asfalt, inny, że za 300 km.
Grzegorz,(przydomek księgowy, nadany przez Gafura) informuje, że w takim tempie dotrzemy do miejsca dopiero za szesnaście godzin.
Pokonuje jeszcze kilka kilometrów i postanawiamy zawrócić.
cdn. bo najlepsze jeszcze przed nami.