Serbowie i Stelmet

Spałem ponad jedenaście godzin, lot i wcześniejsze wydarzenia trochę mnie zmęczyły.

Dzwonię do Leśniewski Shiping z pytaniem o JWR.
Kontener jest, dopłynął, ale został skierowany na skaner, to znaczy na prześwietlenie zawartości, to prawdopodobnie dość częste ostatnio praktyki na terenie USA.

Z otrzymanych informacji wynika, że dzisiejszy odbiór jest niemożliwy.
Złych informacji nie koniec, jutro prawdopodobnie, też nie uda mi się wyciągnąć auta z portu, bo w poniedziałek jest w USA Memorial Day, a to oznacza, że zaczyna się długi weekend i wszyscy to mają gdzieś.

Aby zagospodarować dzisiejszy dzień ruszamy na zwiedzanie NY.

Stojąc w długiej kolejce i przechodząc przez bramki bezpieczeństwa takich jak na lotnisku wchodzimy do strefy Ground Zero, dziurach w ziemi po wieżach WTC.

Przelotne, aczkolwiek bardzo intensywne opady w NY, wpychają nas do narożnego baru.
Wygląda dobrze, duży wybór alkoholi i ciekawa karta dań zachęcają do pozostania.
Zamawiamy obiad, a ja przez duże restauracyjne okna obserwuje przemykających ludzi i … padający deszcz.

Okna dają świetna proporcję fragmentu ulicy, a zmieniające się obrazy za oknem zachęcają do obserwacji. Wszystko za oknem szare, trochę biało czarne, nieme i ciche.
Jeśli wyobrażałem sobie NY, to właśnie tak!

Nasze rozmowy i nasz akcent, przyciągają uwagę kelnera. Polacy, Serbowie.
Wymieniam nazwisko trenera i serbskich koszykarzy grających w Stelmet Zielonej Górze i
od tego momentu następuje zwrot akacji, obsługa staje się milsza, przyjacielska, właściciel Serb siedzi z nami przy stoliku i serwuje darmowe drinki.
Poznajemy wszystkich w tym barze, deszcz przestał padać, zaprzyjaźnieni wychodzimy w dobrych humorach…